11 grudnia klasy humanistyczne z naszego liceum brały udział w obchodach 25-lecia „DEKADY”, dwumiesięcznika kulturalnego, wydawanego przez Krakowską Fundację Literatury. Uczestniczyliśmy w dwóch interesujących wykładach. Mimo późnojesiennej pory świeciło piękne słońce, które napełniło nas optymizmem.

Najpierw dotarliśmy do Auli im. Jana Błońskiego, gdzie o godzinie 900 rozpoczął się wykład pt. „Poezja – co ja z tego mam?”. Prowadzącym był dr hab. Witold Bobiński, niegdyś nauczyciel języka polskiego, autor podręczników i książek naukowych, m.in. Idę do kina, czyli co każdy kinoman wiedzieć powinien (Kraków 1994). Duże wrażenie wywarły na nas aula i jej niezwykła atmosfera. Czuliśmy się jak prawdziwi studenci.

 

Na początku wspólnie szukaliśmy skojarzeń ze słowem „poezja”. Padały różne odpowiedzi: tekst, uczucia, interpretacja, myśli, indywidualizm. Doszliśmy do wniosku, że słowa: przygoda i majątek także dobrze opisują tę trochę naiwną i ulotną dziedzinę sztuki. Następnie okazało się, że nie ma żadnej wyczerpującej definicji poezji. Jako potwierdzenie tej tezy wykładowca przeczytał nam następujący fragment wiersza Wisławy Szymborskiej: „Niejedna odpowiedź na to pytanie padła/ a ja nie wiem i nie wiem”.

 

Nieco później pan doktor wyznał nam, czym dla niego jest poezja. Dowiedzieliśmy się, że prawdziwe jej znaczenie odkrył dopiero w trzeciej klasie liceum, kiedy podczas lekcji czytał wiersz Jana Przybosia pt. Gmachy. Wspólnie przeanalizowaliśmy ten utwór i domyśliliśmy się, w którym jego momencie nasz prowadzący „zaskoczył”. Usłyszeliśmy, że powinniśmy szukać w wierszach zaskoczenia, że dobrze jest znaleźć taki fragment, który wytrąci nas z kiwania głową, czyli skłoni do indywidualnej refleksji i osobistej interpretacji. Musimy poszukiwać, aż w końcu natrafimy wiersz, który nasz „przyszpili” tak, iż będzie się nam zdawało, że on idealnie nas definiuje. Czytajmy dużo wierszy dla tej jednej chwili zgodności z poetą, kiedy on potrafił wyrazić w słowach nasze myśli i uczucia lepiej niż my sami.

 

Po tym inspirującym wstępie zajęliśmy się analizą tekstów Mirona Białoszewskiego. Ten artysta ma swój własny, specyficzny styl pisania. Jego utwory składają się z pozornie pozbawionych sensu strzępków zdań i słów. Jednak kiedy wgłębimy się w lekturę, dojdziemy do wniosku, że wiersze to nie rebusy, które dają jasne hasło. Za każdym razem gdy je czytamy, są trochę inne.

 

Jako pierwszy omówiliśmy utwór zatytułowany Liryka śpiącego. Podmiot mówiący porównuje w nim sen do cyrku („ fruwam na trapezach przyśnień”). Czytelnik ma zastanowić się, kim jest osoba ukryta pod zaimkiem „ty”. Doszliśmy do wniosku, że to ten, który pozostał na jawie. Wykładowca uświadomił nam, że tak naprawdę  nie możemy być stuprocentowo pewni, że to, co się dzieje, jest jawą. To zupełnie prawdopodobne, że właśnie śnimy. Jako ciekawostkę p. dr Bobiński przekazał nam, że film jest dominującą dziedziną sztuki i taką pozostanie, ponieważ odzwierciedla ludzkie mechanizmy senne.

 

Drugim omawianym przez nas utworem był  wywód jestem’u. Zaskoczył nas tytuł wiersza, lecz szybko okazało się, że autor użył neologizmu („jestem’u”), chcąc przez to powiedzieć „jestestwa”. Z pomocą prowadzącego wykład odczytaliśmy, że podmiot liryczny nie ma na swój temat sprecyzowanego zdania, nie uważa się wcale za mędrca. Myśli, że nawet kiedy nie zgodzi się na siebie i zmieni się, to i tak pozostanie sobą. Utwór traktuje więc o tym, że nie da się od siebie uciec.

 

W następnym interpretowanym tekście odkryliśmy, że podmiot liryczny stara się domyślić samego siebie, ponieważ za mało siebie zna, nie potrafi kierować swoim życiem ( „nigdy się nie do/ kiedy które mądre”). Autor, używając poetyki podartych słów, niby koślawą i niezdarną mową potrafi powiedzieć coś, co wzbudzi liczne refleksje. Właśnie na tym polega fenomen Białoszewskiego.

 

Ostatnim poznanym utworem tego genialnego twórcy był tekst Przesuwa się. Podczas jego analizy można było dostrzec, jak bardzo wieloznaczną mową jest poezja. Odkryliśmy wiele możliwych tez interpretacyjnych dla tego wiersza, jednak najbardziej trafna mówi, że stwarzanie świata dokonuje się codziennie i jest to dla człowieka świetna szansa ciągłego początku.

 

Następnym twórcą, którego wiersze poznaliśmy, był Czesław Miłosz. Prelegent przygotował dla nas wiersz pt. Po wygnaniu, który kiedyś
z niewyjaśnionych powodów szczególnie mu się spodobał. Utwór jest poetyckim opisem dwojga ludzi, dla których miłość jest podarunkiem od Boga, po wygnaniu z raju. Porównaliśmy style pisania Białoszewskiego (rozrzucone słowa, myśli, które trzeba czytać z różnych stron) i Miłosza (estetyczny, poprawny tekst, który układa się w opowieść).

 

Prowadzący, podsumowując wykład, zapytał nas: „Co mamy z poezji?”. Odpowiedzieliśmy wyczerpująco. Mamy refleksje i myśli, możemy postrzegać świat jak poeci, poszerzamy swój świat i zaczynamy inaczej go rozumieć.

 

Na zakończenie naszego spotkania obejrzeliśmy fragment filmu pt. Stowarzyszenie umarłych poetów. Była to kultowa scena, kiedy charyzmatyczny profesor Keating nakazuje uczniom prestiżowej Akademii Weltona wyrwać z podręcznika wstęp mówiący w bardzo ścisły i naukowy sposób o rozumieniu poezji. Keating uznał go za stek bzdur, a następnie wyjaśnił chłopcom, czym naprawdę jest poezja i w jaki sposób ją odczytywać. Powiedział:  „Nie czytamy poezji, bo jest ładna. Czytamy ją, bo jesteśmy ludźmi, a człowiek ma uczucia. Medycyna, prawo, finanse czy technika to wspaniałe dziedziny, ale żyjemy dla poezji, piękna i miłości. Nasze życie jest sztuką, a my możemy dopisać swój wers.”

 

Tymi przemyśleniami zakończyliśmy nasz pierwszy wykład. Uważam, że był on bardzo ciekawy i skłaniający do zastanowienia się nad wieloma istotnymi aspektami poezji. Pełni pozytywnych emocji i z rozbudzonymi ambicjami skierowaliśmy się do Collegium Phisicum im. Hugona Kołłątaja, gdzie już o godzinie 1130 miał się odbyć następny wykład.

 

Katarzyna Latała, kl. I HG

Tutaj jest link do galerii