Tym razem oryginalna relacja ze spływu, której autorami są Michał Kuś i Bartosz Chwała z II m.

Wyrwani zostaliśmy z objęć Morfeusza dwie godziny po świcie. Śniadaliśmy przy suto zastawionych stołach dorównujących salom Olimpu i halom Walhalli. Napojeni ambrozją oraz mlekiem z wymion kozy Heiðrún wyruszyliśmy na iście odysejską ekskursję. Bogatsi o ekspiriencję płynącą z dnia minionego skropiliśmy nasze ciała środkiem antymoskitowym. Pierepałką równą eksodusowi z wyspy Ogygii bynajmniej nie okazało się starcie z hordami zwyrodniałych owadów, a wymagające gargantuicznego znoju i niezłomnego morale starcie z ponidziańską Scyllą i Charybdą. Targani siłami gniewnego nurtu Czarnej Nidy stoczyliśmy z Naturą nierówny bój o wolne od wodnego balastu kajaki, pakunki i prowiant. Odnosząc w tej potyczce Pyrrusowe zwycięstwo, wynagrodzenia zostaliśmy beztroskim popołudniem wśród spokojnego już świętokrzyskiego krajobrazu, którego eteryczny ład dorównywał idylli Pól Elizejskich. Postawiliśmy stopy na dziewiczych piaskach kieleckiej ziemi i wyruszyliśmy do Skansenu Wsi Kieleckiej w Tokarni. Doświadczyliśmy tam wzbogacenia kulturalno-historycznego dorównującego temu, które zaznał świat dzięki odkryciom Schliemanna czy Jean-Francois Champolliona.
Konkluzją naszej Odysei był zasłużony odpoczynek w ciszy ośrodka szkoleniowo-wypoczynkowego “Zacisze” w oczekiwaniu na wyzwania dnia następnego.